Nazajutrz rano ruszyliśmy na południe od Kyoto, najpierw do słynnej świątyni szintoistycznej, położnej na stoku góry, na której to szczyt wiedzie ścieżka pod tysiącami różnej wielkości bramami Torii. Miejsce magiczne choć przeładowane takimi jak my i grupkami młodzieży szkolnej. To tzw. Fushimi-Inari-Taisa. Obserwowaliśmy tam również jakieś celebracje w wykonaniu wielu kapłanów. Również tam niezwykle istotny był moment datków.
Stamtąd ruszyliśmy dalej na południe,- by ugruntować mój zielono herbaciany obłęd - do światowej stolicy przynajmniej japońskiej zielonej „kocha” herbaty, czyli do przyjemnej wioski Uji.
Spokojna miejscowość z całkiem tanim sushi i saskimi w super markecie i dużym wyborem zielonych lokalnych herbat ukoiła nas po tłocznym Kyoto. Poszlajaliśmy się między uliczkami pełnymi sklepów z różnymi gatunkami herbat w naprawdę dobrych cenach oraz słodyczach, których głównym składnikiem obok cukru była zielona herbata właśnie. Tam można nabyć słynną matacha czyli zieloną herbatę w pudrze, używaną do parzenia i słodyczy.
Niestety, znajdująca się tam przepiękna świątynia Byodo In była zasłonięta na czas renowacji, wobec czego w naszej ocenie nie było sensu płacić za wstęp.
Wynagrodził nam za to tą niedogodność- Tsuen Jaya – najstarszy w Japonii wciąż otwarty herbaciany sklep, znajdujący się w posiadaniu rodziny Tsuen - jak podaje LP - od ponad 830 lat (!).
Trzeba przyznać, że obkupiliśmy się tym, czym planowaliśmy jeszcze przed wylotem z Polski. Było warto.