Szybka ta nasza pętla wokół znacznej części południowej wyspy. Ktoś powie, ze za szybka. Pewnie tak, ale czasu mamy niewiele, a miejsc do odwiedzenia jest bezliku. Przemierzyliśmy ponad tysiąc kilometrów i trzeba wziąć pod uwagę to, że NZ to nie Europa, w której często wioski i małe miasteczka napotykane na trasie są równie ciekawe co wielkie miasta, tylko zazwyczaj z innych względów. Tu kilometrami ciągną się pustkowia, przy czym na terenach górzystych jak Fiordland, widoki gór są tak przepiękne a warunki klimatyczne tak zmienne, że nie można się nudzić. W dolinach za to mkną za oknem pola, pagórki, menorysy i stacje benzynowe jak z filmów o Australii.
w miasteczkach nic się nie dzieje. Spokój, cisza. Korzystamy z resztek Nowej Zelandii upajając się co rusz widokiem rozbryzgujących sie fal oceanu i serwując sobie co rusz na każdym campie steki z najlepszej jagnięciny na świcie. Kolejny camp Top Ten zaliczony i kolejny miły, bezproblemowy pobyt.