Popołudnie poświęcamy na spacer po Brisbane. Ładne i mocno zatłoczone miasto. Pełne młodzieży i ulicznego gwaru, trochę takiego europejskiego. Ciekawostką jest restauracja już nie tylko BYO czyli przynieś swój alkohol, ale MYO czyli „zrób sobie sam jedzenie”. Jak pisałem Australijczycy lubią robić kasę na wszystkim. Centrum Brisbane – city to domena biurowców. Różnica między City Warszawy a Brisbane, że tu wszyscy wychodzą po pracy na wspólnego drinka lub piwo. Ciężko znaleźć wolne miejsca.
Co do alkoholu to z miejscowymi jest tak, że lubią pić, ale wypijają dwa drinki albo piwa i już dostają zeza. Tańczą, obściskują się, krzyczą…Myślę, że jedna polska impreza typu wesela by ich pozabijała