Byron Bay to australijskie pomieszanie Chałup, Władką i Jastrzębiej.
Generalnie ludzie są ty zainteresowani tylko drwinkowaniem, paleniem zioła, surfowaniem i nurkowaniem no i może jedzeniem czegoś słodkiego .
Cudem udaje nam się wynająć pokój drogo ale jak na tutejsze warunki najtaniej a fajny motelu w centrum tego plażowego bałaganu.
Niewiele można opisać z tego co tu się działo, poza tym, że za ok. 70 zł kupowaliśmy sobie całą mieszanką „mix Marine” różnych owoców morza i ryb oczywiście świeżych, do tego butelka jakiegoś pysznego taniego australijskiego wina i kąpiele w ocenie składały się na jedną wspaniałą całość.
Wypoczywaliśmy po NZ . Odmrażaliśmy się .
Z samego rana drugiego dnia ruszyliśmy na nurkowanie. Pierwsze w Australii. Skuszeni widokiem dużych fotografii pięknych ryb, żółwi i…..rekinów, szczególnie Grey Nurse Sharks z wielkimi zębami i zapewnieniami, że są one w ogóle nie groźne, decydujemy się na działanie.
Marta musi najpierw odbyć intoductionary, czyli naukę, podczas której świetnie poradziła sobie z ze swoim traumatycznym ćwiczeniem, tj. opróżnianiem zalanej maski pod wodą z wody i ładujemy się do busa.
Liderem jest duuuża kobieta, której pomaga mało rozgarnięty, ale sympatyczny Sam. Cudem zauważyłem, ze nie załadował mi pasa balastowego, więc po cichu poprosiłem o takowy. Jak się okazało był za mały a do tego pomimo moich próśb o większą wagę balastu zbyt lekki.
Po raz pierwszy płynęliśmy na nurkowanie szybki pontonem który wręcz latał w powietrzu, wybijając się o duże fale Pacyfiku.
Pierwszy raz też zanurzaliśmy się po poprzez przechył z burty do tyłu. Wszystko było ok. do czasu gdy zauważyłem brak odpowiedniego balastu i z 5 metrów schodzenia po linie, po puszczeniu jej odpaliłem do powierzchni wody. Oczywiście to było płytko i z łodzi dostałem dodatkowy balast, który Sam wrzucił mi do jacketu.
Teraz było ok. Zanurzałem się w miarę szybko by nadrobić stracony czas no i zobaczyć rekiny.
Podobno widzieliśmy jednego, bardo rzadki gatunek wabagoo a do tego cale mnóstwo różnych ryb, pięknego żółwia, który był nami równie zainteresowany co mi nim, mantę, oraz skorupiak, który zjadał całe ryby i potrafić zabić chłopa jak koń w 3 sekundy.
Zresztą nurkowie australijscy dużo bardziej niż rekinów, mant czy muren obawiają się malutkich meduz „singerów”. Zresztą nie tylko malutkich, bo tych różnych zabijaków jest tu oczywiście dużo.
Generalnie było super. To zupełnie nowe przeżycie, dla kogoś takiego jak my ze słabym doświadczeniem nurkowym. Ok. !0 m pod wodą tu temperatura wynosiła 22 stopnie, podczas gdy u nas wynosi u nas ok. 8 .
Generalnie, zostaliśmy zaproszenie również przez localsa wyraźnie zrobionego wszystkim czym się da na wspólną naukę surfowania, tzn. on miał uczyć nas, ale wybraliśmy nurkowanie. Przejrzystość wody nie była najwyższa, bo ok. 10 metrów, ale mnogość podwodnego życia i tak nas przytłaczała. Lubię to .