Historia zatoczyła swoje koło. Tu zaczynaliśmy swą pierwszą przygodę z Azją i tu ją kończymy. Rzeczywiście, jak stwierdził ktoś, kogo napotkaliśmy w podroży, zostaliśmy "infected".
Chcemy tu na pewno wrócić. Każdy dzień był inny. Każdy maksymalnie ciekawy. Przeżyliśmy i zobaczyliśmy więcej przez te 3 tygodnie niż widzieliśmy do tej pory na ten temat w telewizji, wszystkich obejrzanych filmach i przeczytanych książkach. Przede wszystkim wszystkiego dotknęliśmy i poczuliśmy zapach i smak. Równie intrygujący, co każdy poranek, kiedy to z uśmiechem na twarzy, pomimo czasem na prawdę wczesnej pory wstawania typu 5 rano, oczekiwaliśmy rozwoju wydarzeń, którymi jak nam się wtedy wydawało kierowaliśmy.
Dziś już tego nie jestem pewien, czy tak naprawdę mieliśmy szczegółowy wpływ na to co się działo. Chyba nie. Chyba zamknęliśmy oczy i popłynęliśmy z prądem głównie Mekongu, morza Południowo-chińskiego i Azji, jako takiej. Każdy kraj był inny. W każdym mieszkają inni ludzie. Tak jak w Europie. Mają różne potrawy narodowe i podejście do życia. W ocenie Europejczyka spoglądającego na Azję przez pryzmat baru z chińszczyzną wszyscy Azjaci są tacy sami. Coś tam niby wiemy, ale tak naprawdę nie wiemy nic.Oczywiście nie jesteśmy żadnymi ekspertami i wiemy, że dopiero dotknęliśmy Azji, ale mamy prawo do garści subiektywnych podsumowań.
Najwięcej ludzi naraz - metro w Shanghaiu.
Najwyższe budynki i najszybsze pociągi są zdecydowanie w Chinach.
Najniższe i najskromniejsze w Laosie i Kambodży. Polecamy nocleg w bambusowej chatce (wcale nie taki skromny:) nad brzegiem Mekongu pod Luang Prabang.
Najsmaczniejsze jedzenie chyba w Chinach i Viet Namie, choć kambodżański amok (Siem Reap - restauracja Amok za night marketem), tajskie green curry (Koh Samet) czy laotańska rybka z grilla (night market) też były wspaniałe.
Najbrudniej było w Chinach, choć w Laosie i Kambodży najbiedniej.
Najbardziej skażone powietrze było w Ha Long w Viet-Namie. Warto zawczasu uzbroić się w maseczkę.
Najfajniejszy asortyment lokalny oferty typu "night market" i zarazem najfajniejszy spot zakupowy tego typu mieści się Luang Prabang. Można było tam zakupić naprawdę parę rzeczy nie "made in China", co ogólnie na świecie graniczy z cudem.
Najtaniej w Laosie i Kambodży, najdrożej w Chinach.
W Tajlandii za kurs taxi - 175 km wraz z opłatami autostradowymi to koszt ok. 200 zł.
Najlepszy stosunek jakości hoteli do ceny to w Kambodży.
Najlepszy zjedzony posiłek w Ha Noi.
Najbardziej żal nam było opuszczać Laos a najmniej tęskno nam do Shangahiu.
Najfajniejsi ludzie, tj. najbardziej uśmiechnięci i przyjaźni mieszkają zdecydowanie w Laosie, zaś najbardziej nerwowi i zdystansowani w Chinach.