To miał być wyjątkowo nudny dzień. Śniadanko, kąpiel w basenie na hotelowym dachu i skok do zamówionej taksówki w celu przemieszczenia się na lotnisko. Jeszcze pospieszna wizyta po drodze w słynnym Wat Pho u śpiącego Buddy i już zaczyna się nasza wakacyjna walka o przetrwanie...
Jakoś od początku pewne rzeczy były dziwne. Nieschodzący z twarzy uśmiech taksówkarza i jego zupełnie bezwarunkowa zgoda na przystanek w - nie całkiem po drodze - świątyni Wat Pho u słynnego Śpiącego Buddy.
Już w drodze na lotnisko, choć jeszcze w mieście, poczułem szturchnięcie w ramię przez Martę i znaczące spojrzenie w stronę kierowcy. Pomimo zielonego światła kierowca zachował pokerową twarz, rozpoczynając nam szczególny rodzaj psychotestu.:)
Minuta spędzona na czerwonym świetle wystarczyła mu na zaśnięcie. Jako, że kierowcy z tyłu zaczęli się niecierpliwić, Marta szturchnęła również kierowcę, który przebudził się i ruszył w dalszą drogę na lotnisko.
Na początku uznaliśmy to za bardzo śmieszne, czego w ogóle nie ukrywaliśmy a kierowca wtórował nam początkowo w naszym śmiechu, co miało sugerować, że zna język polski i że ogólnie jest w porządku.
Początkowo...... bowiem na następnym świetle sytuacja się powtórzyła a nasz śmiech przerodził się w lekkie niedowierzanie. Czyżby ukryta kamera? :)
Niedowierzanie natomiast zamieniło się w przerażenie, kiedy nasz wspaniały kierowca zasnął podczas jazdy autostradą. Umówmy się poniosło go za bardzo. Na szczęście, jechał lewym – najwolniejszym pasem (tak mi się wydaje:) i wraz z zasypianiem w głęboki sen miarowo naciskał hamulec, zaś droga była totalnie prosta. Na nic się zdały nasze próby zagadywania, doniosłe głosy i prośba o włączenie muzyki w radiu.
Czekaliśmy na wypadek.
Nie mogliśmy uwierzyć kiedy dokulaliśmy się (ponieważ trudno to nazwa jazdą) do lotniska i to na właściwy terminal. Generalnie uciekliśmy z taksówki w stronię hali lotniska, aby nikt czasem nie kazał nam czasem do niej wrócić. Po tej podróży stwierdziliśmy, że w tym niby dziwnym Bangkoku, najdziwniejsi są kierowcy.
Po prostu Niepoczytalni.