O tym jak smakuje wąż i krokodyl oraz o Angkor Sunset w Angkor What? :)

Dziś zrobiliśmy tuk – tukiem ponad 100km, główni wiodącą w stronę P.henom Peh (stolicy), asfaltówką. Głównie . Kierunek południowy. Można śmiało powiedzieć, ze wczorajszego wieczora weszliśmy w bardzo pozytywne stosunki z naszym tuk-tuk-menem. Oryginalne imię to coś pomiędzy „Bjiutuu” a nieskończonością form na „b, ksywa sawojska :Black”, czyli po prostu Czarny.. Pobudka znów 5.45 i po krótkim śniadaniu w drogę. Postronny popukałby się w głowę, ale weryfikacja w terenie ewentualnego późniejszego wyjazdu tj. w trakcie mozolnego wdrapywania się na setki wąskich kamiennych schodów khmerskich świątyń w 40 stopniowym upale, przy zerowym ruchu powietrza, ze słońcem w zenicie i milionem turystów na karku nie napawa ekscytacją.Tak czy inaczej z samego rana kierujemy się do Beng Maleia, świątyni odkrytej dopiero w 1969 roku. Wewnątrz przedzieramy się przez swoisty tor przeszkód trawersując wąskie półki czy przechodząc przez małe otwory w zawalonej świątynie – mieście.Potem świątynie Rolus Temples i Koh Preah.Drugi postój w małej pasterskiej chatce(daszek Only), przy 10 – metrowej głębokości studni. Rozmawiamy. Klucz - my też jesteśmy z kraju, który doświadczył wiele. Trzeba wiedzieć, że w Kambożdy w 1975 roku nastał na 3 lata 8 miesięcy i 20 dni reżim Czerwonych Khmerów, których przywódcą był niejaki Pol-Pot.(ksywa oficjalna). Udało im się w ciagu ww. okresu wybić ok. 1.7 mln rodaków, nikt nie wie ilu dokładnie, a resztę zagonić do obozów pracy gdzie za miskę x 2 dziennie kleiku ryżowego pracowali po 12-16 godzin na dobę. Pracowali też starzy, chorzy i dzieci. Każdy protest to kula w łeb na miejscu. W 79r., Polpota zniszczyli Wietnamczycy i nastała era kambodżańskiej Partii Ludzi Pracy. Od 20 lat monopol na rządzenie – opozycji brak……

O tym wszystkim jaki i o tym, że w mieście rządzi policja, która jest dla wszystkich bardzo restrykcyjna, zaś na prowincji dość liberalna armia, która pilnuje i ma monopol na "różne" uprawy. O tym, że progresja podatkowa w Kambodży polega na opodatkowaniu vkażdego elementu życia biednych, których część jest w skrajnym ubóstwie i naprawdę nie ma co jeść i o tym, że bogaci dygnitarze z armii a przede wszystkim Kambodźńskiej Partii Ludzi Pracy, cytując Blacka mają pieniędzy stąd do nieba i nie płacą podatków w ogóle. ?o tym, że wszystie najważniejsze urzędy a państwie zajmowane są przez olirgarchiczne rodziny. O tym, że jest coraz gorzej i pomimo nadzieji ludu refomy rozpoczęte parę lat temu zostały zastopowane. O tym, rownież jak smakują kambodźańskie ciasta z ryżu i czrnej fasoli sklejonej mlekiem kokosowym umiesczone w bambusowych łodygach - fi 5 cm i i o tym jak się je je :). O tym wszystkim dowiedzieliśmy się właśnie od Blacka.

Po wizycie na południu ruszyliśmy na półcnoc na farmę jaedwabiu by zobaczyć jak się go produkuje. Gołym okiem widać, iż północ zwlascza ta bliżej Siem Reap jest bogatsza.

Wieczorem zaś ruszyliśmy na kok,ację na któej m.in jedliśmy tzw. khmerskie BBQ, składające się rownież z miesa węża (które smakujer jak kurczak, ale jest bardziej gumowe) i krokodyla. Parafrazując slowa Marcina odnośnie podanego kurczaka można stwierdzić, iż "mój krokodyl smakuje jak ryba" :).

Poptem, tzw, clubbing czyli przede wszystkim słynny Angkor What, którego motywem przewodnim jesdt to, że "promuje nierzosądne drinkowanie od 1996 roku :)". Wypiliśmy tam dwa wiaderka :) drinków o nazwie Angkor Sunset , która to nazwa właściwe oddała to co się działo później :))

Zdjęcia (22)

Komentarze (0)