Wróciliśmy do Tokyo. Jako, że dobrze znaliśmy miejsce do którego jechaliśmy poszło nam jak po sznurku.
Jeszcze pierwsza wizyta w Akhibara, dzielnicy parpo-piętrowych sklepów z elektroniką, gdzie się chce kupić wszystko i dziewcząt w fartuszkach a'la gimazjalnych i "kotkowych" i sklepów fanowskich zadedykowanych współczesnemu japońskiemu bóstwu -mandze i nocna wizyta na czerwono latarnianej Kabuchi w dzielnicy Shinkju, uważanaje przez miejscowych za niebezpieczną.
Nic nie było tam niebezpiecznego.
Powiem więcej na warunki eurpejskie a szczególnie polskie nuda ::).
Dziś Japonia z kimś grała w piłę. Cieszyli się i kibicowali. Nippon wygrał. Dla nas śmieszne jest to, że kibice to głównie bardzo młode dziewczęta. Jakże to dalekie od naszego życia kibolskiego :).