Skonani, w długiej kolejce oczekujemy na jednak bezproblemową i damarową wizę. Kesiei express wraz z kombinowanym biletem obejmującym transfer z lotniska i dwa dni przejazdów metrem docieramy po przesiadce do tokijskiej dzielnicy Ikebukuro. Jesteśmy tak zmęczeni, że stojąc przed dworcem długo zastanawiamy się co robić i jak trafić do naszego low costowego Kimi Ryokan, pomimo posiadanych mapek. W końcu jak się okazało nie ostatnio raz tego wieczora ktoś uprzejmy nas tam po prostu zaprowadził choć wcale tak blisko nie było.
Wymieniliśmy z naszym przewodnikiem sto uśmiechów i sto :hai" i to wystarczyło.
Prysznic, pierwszy kontakt z japońską toaletą o procedurze bardziej złożonej niż weselny obiad w Polsce i ruszamy na coś pysznego. Na pierwszy ogień nie mogło być inaczej słynna ramen, Japoński "rosół", czyli vietnamska zupa pho w setkach odmian. Mamy szczęście wokół nas sami nadrinkowani panowie w białych krawatach i czarnych garniturach i pyszne ramenowe zestawy w suoer cenach. Jeszcze szklanka sake za niecałe 7 zł i znowu gubimy się w neonowych uliczkach Ikebukuro.
Teraz już leżąc na matach (futonach) z drinkiem w ręku a raczej w butelce, oczekujemy japońskiego wschodzącego słońca.